piątek, 22 października 2010

Dzień w którym pękło niebo

Trzeba przyznać, że Z. udał się remont. Ściany i podłogi odświeżone, nowe obrazki wiszą na ścianach, nowe regały na stosy książek są tak pojemne że i kot może między półkami się prześlizgnąć (jeśli oczywiście będzie miał na to ochotę). Na szczęście od kiedy wrócił po kilkudniowym włóczęgostwie na którym stracił kawalątek lewego ucha stał się nieco spokojniejszy i bardziej refleksyjny. No i zyskał imię - Włóczykij. Oprócz remontu i powrotu kota coś jeszcze się zmienia u Z. Mimo, że Sirka bywa u niego często i któregoś dnia zostawiła nawet niby przypadkiem szczoteczkę do zębów w głowie Z. krążą różne myśli i niewypowiedziane nigdy życzenia, które by się jej nie spodobały. Za to z pewnością spodobały by się kotu, który w sposób widoczny okazuje jej swą niechęć, mimo że pozoruje czasem zabawy w stylu 'szarża na nowe rajstopy' lub 'bitwa z nogą o kapeć'. Z. lubi ostatnio siadać ze swym różowym papierosem na krzesełku przy oknie na podwórze i razem z kotem obserwować wróbelki. Nachodzą go wtedy refleksje i czasem nawet zdaje mu się, że wie co powiedzieć garbatemu aniołowi przesiadującemu na wierzbie za oknem. Pewnego dnia gdy tak siedzieli Z. z papierosem a kot z przymkniętym okiem z atramentowych chmur gromadzących się nad wierzbą huknął piorun i rozdzielił chmury na dwie atramentowe tafle przedzielone złotą kreską. Różowy papieros sparzył Z. palce i został brutalnie wciśnięty w ciemną jak smoła popiołkę a kot czmychnął za regał z książkami Prachetta.